Przybyli, zbudowali i zostali: "Nowo przybyłych łatwo oszukać"
Damian, Vassili i Adam opuścili bezpieczne domy w swoich ojczyznach i rozpoczęli nowe życie w Szwecji. Spotkaliśmy się z nimi i rozmawialiśmy o wynagrodzeniach w budownictwie, oszukanych robotnikach i szwedzkich zwyczajach.
Damian Jurewicz wkłada skrzynki z narzędziami do porządnie utrzymanej przestrzeni ładunkowej firmowego samochodu. Wraca do domu z budowy w Östermalm w Sztokholmie, gdzie pracuje jako rzemieślnik.
Lekko i sprawnie wskakuje do szoferki. Dobrą kontrolę ciała i pracę nóg zawdzięcza prawdopodobnie karierze bokserskiej w Polsce, gdzie Damian w krajowych mistrzostwach zdobył srebro.
– Teraz nie mam czasu na trening. Cały czas przecież walczę. Najpierw całymi dniami w pracy, a potem w domu. W sobotę trzeba kupić jedzenie i ubrania, a w niedzielę dobrze jest zrobić coś fajnego z rodziną — mówi Damian siedząc za kierownicą.
Lawiruje między samochodami w godzinach szczytu. Jedziemy na północ w kierunku domu i rodziny na przedmieściach Sollentuny. Damian mówi równie szybko, jak się porusza. W 10 minut zdążył opowiedzieć o tym, jak to było, kiedy przyjechał do Szwecji i zaczął pracować w branży budowlanej. Mieszkał w małym miasteczku Braniewo w północnej Polsce, gdzie zdobył wykształcenie jako kucharz, jednocześnie zajmując się boksem na elitarnym poziomie. Kiedy miał 17 lat, odezwał się do niego starszy brat. Zaczął pracować w branży budowlanej w Sztokholmie i zapytał, czy Damian miałby ochotę poświęcić swój letni urlop na pracę na budowie w Szwecji.
– W półtora miesiąca zarobiłem tyle pieniędzy, że wystarczyło na cały rok. Mogłem kupić wszystko, czego potrzebowałem — mówi 31-latek.
Szwecja kusiła, więc po studiach Damian wrócił na budowę. Na początku nowe życie było trudne, pracował bez umowy i na czarno. Wsparcie brata bardzo pomogło.
– Brat pomagał mi od samego początku, więc powiodło mi się. Kiedy miałem problemy z pracą lub mieszkaniem, zawsze do kogoś dzwonił.
Rzemieślnicy z Polski, którzy przyjeżdżają do Szwecji nie mając na miejscu żadnego wsparcia, często wpadają w kłopoty. Pracodawcy czasami oszukują na wynagrodzeniu i zmuszają do pracy przez dłuższy czas niż pozwala na to prawo.
– Nowo przybyłych łatwo oszukać. Nie wiedzą, jakie mają prawa — mówi Damian.
Mimo dobrych zarobków w Szwecji Damian długo męczył się rozdarty między dwoma krajami. Ciężko było mu bez polskich przyjaciół i rodziny. Pewnego razu, po wyczerpującym sezonie w Sztokholmie, pojechał do domu do Braniewa i postanowił już nigdy nie wracać.
– Po jakimś czasie zacząłem jednak trochę tęsknić za Szwecją. A potem brat znów zadzwonił…
Damian miał w Sztokholmie coraz więcej pracy i coraz bardziej wrastał w szwedzką branżę budowlaną. Ostatecznie wraz z dziewczyną, Sandrą, zdecydowali się postawić na nowe życie. Przywieźli swoich synów, Oskara i Aleksandra, i przenieśli się do jasnożółtego domku w Sollentunie, dokąd właśnie przybyliśmy.
Damian skręca na podjazd i wyłącza silnik. Wyskakuje z kabiny i wpada do domu. W kuchni czeka Sandra, która przygotowuje makaron z oliwkami i bekonem. Wróciła wcześniej do domu z pracy, a zajmuje się sprzątaniem.
Po wymianie buziaków z żoną Damian zmywa farbę z rąk i zaczyna przekomarzać się z młodszym synem, sześcioletnim Aleksandrem.
Synek z dumą pokazuje prezent, który dostał pod choinkę – nową grę komputerową, w której bohaterem jest hydraulik Luigi. Ale hydraulikiem dzieciak nie chce zostać.
– Wiem, co będę robił, kiedy dorosnę. Będę budował domy! — mówi Aleksander, który choć uwielbia panierowaną rybę i szwedzkich kolegów z przedszkola, czuje się też Polakiem.
Przy obiedzie dołącza dwunastoletni Oskar i rozmowa toczy się wartko po polsku, z częstymi przerwami na śmiech. Zawodowy kucharz Damian nakłada sobie makaron mówiąc, że sam robi tylko „jeden procent wszystkich obiadów. A potem idę do pizzerii”. Reszta śmieje się i rusza do jedzenia.
Kiedy nadchodzi czas na spanie, Aleksander kładzie się w drewnianym domku pod łóżkiem, który zrobił Damian. Tata czyta synowi książkę o Muminkach, a Aleksander mości się w domku z przytulanką. W piwnicy brat Oskar gra na komputerze. Innymi słowy wszystko jest tak, jak w zwyczajnej szwedzkiej rodzinie. Damian dostrzega w życiu w Szwecji wiele zalet – na przykład to, że jest więcej miejsca na życie rodzinne.
– Mój szef chce, żebym dobrze zarabiał, ale nie pracował zbyt dużo. Jego zdaniem najważniejsze, żebym dobrze czuł się w domu. I tak właśnie jest. Jeśli pracujesz za dużo, masz problemy w domu — mówi Damian.
Zawody, jakie wybrali Sandra i Damian – sprzątaczka i rzemieślnik – są częste wśród Polaków w Szwecji.
– Jesteśmy tacy, jak wszyscy — mówi Sandra.
Podobny wzrost dotyczy osób pochodzących z Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje te przystąpiły do UE w tym samym roku co Polska. W Szwecji zameldowanych jest 32 000 osób z krajów bałtyckich.
Jednym z nich jest Vassili z Estonii. Mieszka w Sztokholmie od siedmiu lat i ma stabilne życie – pracę, mieszkanie i wspólną opiekę nad dziesięcioletnim synem.
– Ale podobnie jak inni, którzy tu przyjechali, na początku pracowałem na czarno – dostawałem sto koron na godzinę.
Vassili mówi, że został oszukany przez pracodawcę, bo nie znał swoich praw.
– Woziłem narzędzia na budowę i sam kupowałem ubrania robocze. Nie miałem pojęcia, że powinienem za to dostawać pieniądze. I pracowałem 12-13 godzin dziennie — opowiada.
Dziś Vassili jest zatrudniony w agencji pracy tymczasowej Expandera Mera, gdzie bardzo mu się podoba. Spotykamy tego 48-latka na budowie firmy Peab w Sätra. Montuje z kolegami drzwi, listwy, opaski i elementy kuchenne.
Vassili pokazuje dobrze utrzymany barak z szatnią i jadalnią.
– Pamiętam, jak pierwszy raz pracowałem w takich warunkach. Szef zabrał nas do baraku i pokazał, gdzie możemy umyć ręce i wziąć sobie kawę. Wcześniej się z tym nie spotkałem. Myśleliśmy, że mamy się przebierać na dworze i nigdy przedtem nie mieliśmy własnych toalet.
Kolejną istotną różnicą między Estonią a Szwecją jest panujący w pracy klimat — uważa Vassili. Jego zdaniem presja na pracowników budowlanych jest tutaj znacznie mniejsza, docenia też to, że również starsi robotnicy są bardzo szanowani. Poza tym lubi szwedzkie przerwy na kawę.
– Razem popijamy kawkę i kupujemy bułeczki. Atmosfera jest przyjemna.
Dzięki temu, że Vassili ma więcej czasu po pracy niż w Estonii, może oddawać się swojej wielkiej pasji – wędkarstwu – w czym towarzyszy mu Adam Skrobała z Polski. Adam również pracuje w Expandera Mera i od dziesięciu lat mieszka w Szwecji. Ale mimo że w Sztokholmie zbudował sobie nowe życie, jest coś, do czego trudno mu się przyzwyczaić: szwedzki sposób bycia.
– Szwedzi potrafią być bardzo zamknięci w sobie. Polacy dużo więcej mówią. Tego mi czasem brakuje — mówi.
Ci trzej robotnicy chcą, żeby ich rodacy byli postrzegani jako ciężko pracujący zawodowcy.
– Wygląda na to, że niektórzy Szwedzi myślą, że mieszkamy w lesie i pijemy deszczówkę. Ważne jest, żebyśmy pokazali, kim jesteśmy i co potrafimy — mówi Damian Jurewicz.